Modliszka…czyli bajka o Zlej Zonie
Modliszka…czyli bajka o Zlej Zonie
Modliszka…czyli bajka o Zonie
« : 17 Maj 2010, 21:33 »
Wyjazd do OWK byl jego pomyslem. Zawsze o tym fantazjowal,
a teraz jego marzenia sie spelnialy. Niestety Sylwia miala dla niego zle wiesci.
Jedli wlasnie kolacje w zamkowej jadalni kiedy oswiadczyla:
– Jutro wyjezdzam.
– Alez Kochanie dopiero co wczoraj przyjechalismy! – Marek szarpnal sie pod stolem,
az uderzyl glowa w blat. Jedna z siedzacych na przeciw kobiet spojrzala w ich kierunku
ze zdziwieniem. Sylwia trzymajac lancuch tuz przy obrozy szybkim ruchem podciagnela
twarz meza do swych kolan. – Nie rób mi wstydu Kochanie – syknela pochylajac sie
– Nie udzielalam ci glosu. Lez tam i wcinaj co ci zrzuce i podepcze bo od jutra
nikt sie juz z toba nie bedzie tak piescil. Gdy puscila lancuch Marek upadl
z powrotem na podloge u jej stóp. – Umówilam sie z Aga na wyjazd do Hiszpanii
– kontynuowala wracajac do posilku. – Ty jednak tu zostaniesz i nie bedziesz sie nudzil.
Zlecilam twoja wszechstronna tresure. Wszystko dostane potem sfilmowane.
Zreszta mam dostep do kamer internetowych wiec bede mogla oceniac postepy na biezaco.
Marek bojac sie odezwac chrzaknal znaczaco.
– Jesli masz inne zdanie na ten temat mozemy to przedyskutowac cwiczac tym dlugim batem.
Tak jak zalecala ta czarna instruktorka spróbuje rozhustac ci jaja, co?
Tym razem z pod stolu nie dobiegl juz zaden dzwiek.
– Czysc juz buty. Konczymy.
Nazajutrz rano dwóch niewolników zaladowalo walizki do samochodu. Byl sloneczny
poranek i w letniej, sukience Sylwia wygladala zarazem seksownie, slodko i niewinnie.
Ta idylla kontrastowala z emanujacym groza widokiem treserki z OWK, która nie okazujac
zadnych uczuc poza lekkim znudzeniem trzymala na lancuchu skutego, kleczacego obok niej
Marka. Przy pasie miala przypiete wszystkie klucze do jego okuc oraz pilota
do elektronicznej obrozy. Klucze mialy breloczek z numerem,
taki sam jaki zwisal u szyi niewolnika.
Upewniwszy sie, ze o niczym nie zapomniala Sylwia pochylila sie nad Markiem
opierajac rece o kolana. – Badz grzeczny maly i ucz sie pilnie.
Jak wróce obejrze twoje swiadectwo.
Wiedzial, ze lepiej sie nie odzywac gdy nikt mu na to nie zezwolil. A tak bardzo chcial
ja blagac po raz ostatni by zmienila swoja decyzje. Strasznie sie bal. Wiedzial,
ze zona choc surowa to jednak go kocha i, ze robi to dla jego dobra, z milosci do niego.
Dla tych obcych, wynioslych kobiet byl tylko sztuka bydla. Byl pewien, ze wykonaja swoja
prace dokladnie tak jak zlecila to Sylwia i nie beda sie przejmowaly niczym.
A jesli trafi na taka, która naprawe lubi swoja prace moze dostac cos extra.
– Pocaluj Pania na pozegnanie i zycz jej milych wakacji.
Pochylil sie by pocalowac stopy swej Pani w jego ulubionych czarnych klapkach.
– Zycze Pani wspanialych wakacji. – wyjakal przez scisniete gardlo.
– To mi sie podoba. – rozesmiala sie Sylwia i prostujac sie poczochrala go po glowie.
– To byl dobry pomysl zeby tu przyjechac.
Wsiadajac do samochodu skinela glowa treserce. Ta usmiechnela sie lekko i nie czekajac
az samochód odjedzie odwrócila w kierunku zabudowan pociagajac za soba Marka.
Skrzypienie zamykanej bramy przywiodlo mu na mysl wieko trumny.
Tego ranka nie mógl dospac mimo, iz przyzwyczail sie juz do spedzania nocy
w ciasnej klatce. Kiedy w koncu szczeknela klódka i treserka przypiela mu smycz,
jego serce szalalo z radosci. To dzis wraca z wakacji jego Pani i zabierze go
wreszcie do domu. Idac równiutko przy nodze kobiety dotarl do ogrodu. Na lawce przy
stawku siedziala Sylwia. Odruchowo przyspieszyl kroku lecz stanowcze szarpniecie
smyczy przypomnialo mu o realiach. Dotarli do lawki gdzie z noga zalozona na noge
siedziala jego zona. Byla opalona, wypoczeta, wygladala wspaniale. Widok szczescia
malujacego sie na twarzy Marka tak bardzo nie pasowal do sytuacji, w której sie
znajdowal, ze Sylwia musiala sie rozesmiac. Nagi, prowadzony na smyczy przez bezwzgledna
kobiete, calkowicie bezbronny i zdany na jej laske a jednak szczesliwy.
Wiedziala, ze tym razem to nadzieja na powrót jest zródlem jego radosci.
Nawet zrobilo sie jej go troche zal.
– Siad! – padl cichy lecz stanowczy rozkaz, który natychmiast wykonal. Treserka podala mu
do potrzymania w zebach smycz, i po wymianie skinien z Sylwia odeszla. Marek trwal tak
bez ruchu ze smycza w zebach, zgodnie z tym czego go bolesnie nauczono,
a jego zona przygladala mu sie z usmiechem.
– Jak tam, spelnily sie twoje marzenia?- odezwala sie w koncu siegajac reka po smycz
– Mozesz mówic.
– Zabierz mnie juz stad Kochanie – wybuchnal Marek pierwszy raz od tygodnia mogac
sie odezwac.
– Jak to? Wiec to nie o to ci chodzilo? – nie mogla powstrzymac sie od zlosliwego usmiechu.
– Tak dlugo mnie namawiales.
– Bylo super – sklamal – ale blagam wracajmy juz do domu. Musze Cie usciskac.
– to mówiac zaczal wstawac.
– Siad!
Wykonal rozkaz blyskawicznie. Widzac lekkie zdumienie na twarzy Sylwii ze zgroza
uswiadomil sobie, ze zrobil to calkowicie odruchowo.
– Widze, ze dobrze cie wytresowaly. Na takie poufalosci mozemy sobie pozwalac w domu.
W OWK mezczyzna jest najnizsza forma zycia, i tak musi byc traktowany. Nie moge lamac
tych zasad korzystajac z ich gosciny. Chodz. Porozmawiamy spacerujac. Do nogi!
Wstala i wolnym krokiem ruszyli alejka.
– Chodzmy juz do recepcji. Porozmawiamy w samochodzie. – nalegal Marek.
– Musisz wiedziec, ze jestem z ciebie bardzo dumna. Widzialam twoje oceny i sporo filmów.
Przez te dwa tygodnie zrobiles niesamowite postepy. Pomimo to, a moze wlasnie dlatego
postanowilam tresowac cie dalej. Masz szanse byc naprawde doskonaly, lecz wiem,
ze to wymaga czasu. Krótko mówiac zostaniesz tu jeszcze. Potraktuj to jako bardzo
ekskluzywna szkole z internatem. – Ale Kochanie, to pieklo na ziemi…
Sylwia pochylila sie by odpiac mu smycz.
– Aport! – krzyknela rzucajac kij. Natychmiast rzucil sie za nim w trawe jakby nic
innego na swiecie nie istnialo. Sylwia z niedowierzaniem pokrecila glowa patrzac
jak wraca z patykiem z zebach. Przypomniala sobie jak krnabrnego miala niegdys meza.
Nie sadzila, ze to czego sama nie mogla osiagnac przez lata, tutaj zajmie ledwie dwa
tygodnie. To nasuwalo jej pewien plan. Byl tak smialy i wredny, ze nieco ja przerazal.
Z doswiadczenia wiedziala jednak, ze z biegiem czasu nic nie okazuje sie
zbyt smiale czy zbyt wredne.
Jechaly powozem zaprzezonym w szesciu niewolników. Królowa OWK Patrycja kontynuowala rozmowe:
– Wiec mówi Pani, ze niedlugo dostarczy mi kolejnego, czwartego niewolnika na stale?
– Tak tym razem jednak troche to potrwa. Lecimy do Dubaju wziac slub.
– slub? Myslalam, ze ten pierwszy mezczyzna, którego przywiozla Pani dwa lata temu jest
Pani mezem. Dorozka wyjechala z lasu na prosta. swisnal bat i zaprzeg ruszyl galopem.
Dzwonki przy uprzezy pobrzekiwaly rytmicznie. – Jest i dlatego z Billem musze wziac slub
w Dubaju. Jest zbyt bogaty, zeby zignorowac jego majatek. To malzenstwo przyniesie mi wiecej,
niz moze mi Pani za niego zaplacic, oraz tantiemy z filmów z udzialem pozostalej trójki
razem wziete. Ciala niewolników lsnily w sloncu od potu. Mimo to trzymali tempo.
Na skinienie Królowej jeden z niewolników stojacy na tylnym stopniu powozu nalal paniom
zmrozonego szampana. – Czyli moge sie spodziewac, ze to ostatnia Pani dostawa?
– spytala Pani Patrycja z kieliszkiem w reku.
– Absolutnie nie. Wyszukiwanie i omotywanie ofiar pozostaje moja pasja.
Bez wzgledu na to jak jestem bogata. – Ciesze sie. Cala dotychczasowa trójka to towar
pierwsza klasa. Mamy z nich pozytek. – Od tego sa mezczyzni. – rozesmiala sie Sylwia
– a pomyslec ze to wlasnie mój maz pozwolil mi to zrozumiec. – Wlasnie a propos jego.
Czy moglaby go Pani troche zmotywowac pozytywnie. Kary juz nie pomagaja.
Ostatnio jest apatyczny, to sie odbija na jakosci filmów. Chyba stracil nadzieje,
ze go Pani stad wezmie. – W to, ze go wezme to raczej, juz nie uwierzy, moze po prostu
powiem mu prawde, ze bede go czasem odwiedzac. Gdzie go znajde?
– Biegnie w naszym zaprzegu. To ten po prawej w d**gim rzedzie. Numer 312 na obrozy.
– Ach prawda, pamietam 312. Odprowadze go do stajni gdy wrócimy.
– Niestety po naszym powrocie bedzie jeszcze zajety, ale po poludniu ma dyzur
w czyszczarce obuwia w sieni, a wieczorem jako popielniczka w pubie.
To doskonala okazja zeby usiasc, pogadac i powspominac.
– Faktycznie, chyba najlepiej jesli dam sobie wylizac buty… zawsze to lubil…
Ku przestrodze… >:-D
Antonina